• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

"Atak szczytowy jest jak pięć maratonów"

Borys Kossakowski
7 marca 2013 (artykuł sprzed 11 lat) 

- Atak szczytowy to jak pięć maratonów. I nie ma mowy o ciepłym prysznicu, czy obiedzie tuż po. To ogromny wysiłek, walka o oddech, śmierć czai się na każdym kroku - mówi gdańszczanin Robert Szymczak, himalaista i lekarz wyprawowy, który w ubiegłym roku brał udział w nieudanej wyprawie zimowej na Broad Peak.



W ostatni wtorek ten sam Broad Peak (według różnych źródeł 8047 lub 8051 m n.p.m.) w Karakorum został po raz pierwszy zdobyty zimą. Dokonali tego czterej polscy himalaiści: Adam Bielecki, Artur Małek, Tomasz KowalskiMaciej Berbeka. Kontakt z dwoma ostatnimi został zerwany tuż po zejściu ze szczytu i obaj zostali uznani za zaginionych. Szanse, że wrócą, są bardzo małe.

Borys Kossakowski: Podczas tegorocznych Kolosów panować będzie smutna atmosfera, choć pierwsze zimowe wejście na Broad Peak to sportowy sukces. Jednak podczas tej samej wyprawy w Karakorum zaginęło dwóch Polaków: Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. Co jest najtrudniejszego w zimowej wspinaczce?

Robert Szymczak: Pogoda. Latem wchodzi się po śniegu, gdzieniegdzie trzeba pokonać odcinki lodowe. Zimą wchodzi się praktycznie cały czas po lodzie. To jak wspinanie się po szklance. Tam gdzie latem można przystanąć, bo jest zaspa śnieżna, zimą trzeba walczyć, żeby nie spaść. Dzień jest krótki, jest przeraźliwie zimno. Latem, gdy w bazie jest słońce, można nawet chodzić w koszulce. Zimą nie wychodzi się bez kombinezonu puchowego.

Jak byś opisał niebezpieczeństwo zimą w Himalajach i Karakorum? Trudno to sobie chyba wyobrazić.

Każde wyjście z obozu to zagrożenie życia. Liny są, ale zawsze może spaść kamień i linę przerwać. Jak się człowiek poślizgnie, to już się nie zatrzyma, bo jest tylko lód i zmrożony śnieg. Wyobraź sobie kilka lodowisk postawionych stromo przed i za tobą. Jak stracisz kontakt z podłożem to lecisz w dół, a tam czeka śmierć. Po każdym wejściu do bazy człowiek dziękuje Bogu, że przeżył. To nie są wakacje.

Sam atak szczytowy to ogromny wysiłek. Do czego można by go porównać?

Wystarczy wziąć udział w maratonie i już człowiek ma halucynacje pod koniec. Ale na koniec biegu są brawa, napoje, medale i ciepły prysznic w domu. Atak szczytowy to jak pięć maratonów. I nie ma mowy o ciepłym obiedzie w namiocie szturmowym. To ogromny wysiłek, walka o oddech, śmierć czai się na każdym kroku. Człowiek żywi się tylko żelem energetycznym.

Himalaizm zimowy:

Pamiętam sytuację, jak jeden krok kosztował mnie trzydzieści oddechów - tak mało tlenu tam jest. Maraton przy tym to jak poranna przebieżka. Człowiek skrajnie wyczerpany schodzi do obozu i musi sobie sam rozpuścić śnieg i coś ugotować.

Dlatego nie ma szans, by ktokolwiek wyruszył z pomocą?

To za duży wysiłek. Nie ma najmniejszych szans. Wyobraź sobie, że przebiegłeś maraton. Przy mecie czeka na ciebie ktoś, kto mówi, że musisz wrócić z powrotem te 42 km, bo na starcie został twój kolega, którego musisz przenieść z powrotem na metę. Po chybotliwym moście. To po prostu niewykonalne.

Maraton, w porównaniu do ataku szczytowego, to jest sielanka. Przebiegłem w życiu pięć maratonów, więc wiem co mówię. Maraton biegnie się cztery godziny. Atak szczytowy trwa dobę. Ekipa o tym wiedziała i była na to przygotowana. Pakistańscy wspinacze, na ile to było możliwe, szukali zaginionych. Ale także dla nich to gigantyczny wysiłek. Poszukiwania nie mogą trwać w nieskończoność. Gdyby był kontakt radiowy z zaginionymi, sytuacja wyglądałaby inaczej. Ale jeśli nie ma kontaktu, to nikt nie będzie ryzykował. Własne życie jest najważniejsze. Choć sumienie czasami też daje się we znaki. Nigdy na szczęście nie zostałem wystawiony na taką próbę.

Co poszło nie tak na Broad Peak?

Nie podejmuję się oceny tej wyprawy. Z perspektywy kanapy, sprzed telewizora, jest to po prostu niemożliwe. Nawet dla ludzi, którzy znają Karakorum. To byli profesjonaliści. Mieli doświadczenie, byli wytrenowani. Ale szli w nieznane. Nikt nie wiedział, co ich spotka. Tam czyha wiele niespodziewanych sytuacji. Atak szczytowy, zwłaszcza zimą, ma to do siebie, że himalaiści nie mają wiele rezerw energetycznych. Wystarczy drobny wypadek, żeby zabrakło sił, czy tlenu w organizmie. Jest bardzo cienka linia pomiędzy "mogę atakować szczyt" a "nie jestem w stanie zejść". Tam się idzie siłą woli, automatycznie. Na dużym niedotlenieniu, zmęczeniu.

Jak w takich warunkach pracuje mózg?

Zimowe zdobywanie gór to sztuka cierpienia. Musisz się cały czas motywować, żeby to przetrwać. Psychika jest kluczowa. Trzeba oceniać prawidłowo sytuacje. A niedotleniony mózg potrafi płatać figle i łatwo podjąć głupie decyzje.

Schodząc z Nanga Parbat miałem halucynacje. Myślałem, że jestem w pakistańskich slumsach. Widziałem jakieś dziecko, które migało mi światełkiem i wydawało mi się, że do niego idę. W pewnym momencie przestraszyłem się, że przez to dziecko przegapiłem obóz. Kto wie, co by się stało, gdybym poszedł z powrotem pod górę?

Niedotlenienie sprawia, że ludzie tracą motywację do życia. Mózg odpuszcza. Liczy na to, że ktoś przyjdzie i pomoże. To takie zmęczenie, że człowiek marzy o tym, żeby zasnąć. W wysokich górach można się już nie obudzić.

Jak temu zapobiec?

Nie da się przewidzieć wszystkiego. Kluczowe jest doświadczenie, które podpowiada ci, że góry będą stały zawsze i nawet jeśli dzisiaj się nie uda, to można spróbować za rok. Wtedy łatwiej zrezygnować. Jak się jedzie pierwszy raz, to ma się wrażenie, że to jedyna szansa w życiu. Ale nasza ekipa miała doświadczenie.

Dlaczego ekipa rozdzieliła się na dwie grupy? Zawsze nas uczą, że w górach trzeba równać do najwolniejszego.

W Karakorum i Himalajach jest inaczej. Pomagamy sobie, ale każdy jest odpowiedzialny za siebie. Podzielili się na dwie grupy, bo jedna szła nieco szybciej. Utrzymywali kontakt ze sobą. Gdy jedni schodzili ze szczytu, prawdopodobnie minęli się z tymi, co wchodzili. Zakładam, że wtedy wszystko jeszcze było w porządku. Mieli spotkać się w obozie szturmowym. Sytuacja wyglądała na stabilną. Niestety stało się coś nieprzewidzianego. Prawdopodobnie dużym problemem był atak choroby wysokościowej u Tomka Kowalskiego. Co się stało później, tego już nie wiemy.

Polski himalaizm zimowy, z którego jesteśmy tak dumni, spotyka się z krytyką. Mówi się, że to sport dla kamikaze. Krytykuje się rząd, że publiczne pieniądze przeznaczane są na takie rzeczy.

To jest pasja. Ci ludzie wspinali się i wspinaliby się zimą nawet bez pieniędzy publicznych. A jeśli chodzi o kwoty, to na himalaizm na pewno idzie dużo mniej pieniędzy, niż na piłkę nożną, choć ta ostatnia przynosi bardzo niewiele satysfakcji. Polacy w Himalajach mają dobrą markę, są rozpoznawani. Mamy ogromne doświadczenie. Nikt nam nie odbierze miana najtwardszych lodowych wojowników - Ice Warriors. Czasami niestety trzeba zapłacić za to cenę.

Dlaczego zimowy himalaizm jest taki pociągający?

To esencja wspinaczki. Dzisiaj większość ośmiotysięczników zdobywana jest latem i najłatwiejszą drogą. Na Mount Everest panuje wręcz tłok. Latem wchodzą na szczyt ekipy, które nie są w stanie położyć tzw. lin poręczowych. Korzystają z tego, że przed nimi idzie silna ekipa i korzystają z ich lin. Zimą trzeba wszystko zrobić samemu, od początku do końca. To przełamywanie kolejnych barier fizycznych i psychologicznych.

Robert Szymczak - lekarz wyprawowy, zdobywca Mt. Everest. Dwukrotnie uczestniczył w wyprawach zimowych, raz na Broad Peak, raz na Nanga Parbat. Obie wyprawy nie zakończyły się sukcesem.

Opinie (115) 9 zablokowanych

  • Góry tylko dla wybranych ....................

    Pozostał smutek i żal

    • 30 8

  • No i się zaczęło... Nagle wszyscy się znają na zdobywaniu 8000 m (1)

    Zaraz Wielickiego i Hajzera posądzą o morderstwo

    • 36 21

    • albo gorzej - "zniewoleni michnikowszczyzną lewacy"

      • 1 0

  • Góry powinny być zamknięte. (6)

    Przez dziesiątki ton sprzętu wnoszonego na wysokie szczyty przez ekipy wspinaczkowe, góry stają się najwyżej położonymi śmietniskami świata.

    • 35 48

    • smieci to wnosi kilka milionow turystow w Tatrach (5)

      Jesli myslisz, ze 12 osob w czasie takiej wyprawy jest w stanie jakiekolwiek znaczace ilosci smieci wniesc to sie mylisz. Zreszta jeden taki masyw jest wiekszy niz cale nasze Tatry.

      • 11 5

      • Poczytaj trochę a zobaczysz jaki to problem. (3)

        Co roku ochotnicy znoszą z Mont Everest tony zużytego sprzętu po himalaistach.

        • 13 2

        • czterech wchodzi (1)

          na szczyt, a do tego wyjścia pracuje kilkadziesiąt osób głównie tragarzy, przez wiele dni. Śmieci po po każdej ekspedycji liczy się w tonach.

          • 21 0

          • takie wyprawy to moze i byly, ale w czasach Sir Edmunda :)

            Zapewniam, ze polska ekipa nie miala kilkudziesieciu tragarzy a poreczowaniem, zakladaniem obozow itp tez sie zajmowali.
            Nie mylmy wypraw z pedzeniem bydla na Everest, gdzie czesto sa ludzie na sile wciagani (doslownie na sznurku wciagani przez swojego Szerpe), chociaz i wtedy nie ma mowy o stosunku osob 10:1.

            • 8 2

        • Dokladnie jest tam okolo ~50 ton. Tyle uzbieralo sie w przeciagu kilku dekad.

          50 tonowy glaz ~3x3x2 metry. Nie twierdze, ze nie jest to problem, ale w porownaniu z tym ile syfu zostawiaja zwykli turysci to sa smieszne ilosci. Zreszta lezy tam tez sporo cial wspinaczy, ktorych tez nikt nie mial do tej pory jak zniesc.

          • 6 0

      • Cytat z netu.

        "Śmieci zebrały wiosną tego i 2011 roku dwie wyprawy zorganizowane przez organizację z Katmandu zrzeszającą zdobywców Everestu - ESA. Na grzbietach 75 jaków i 64 tragarzy zniesiono na dół 8 ton śmieci."

        • 5 0

  • Samobójcy i tyle. (4)

    Widać to doskonale po ostatnich wydarzeniach.

    • 28 65

    • wydawalo mi sie, ze samobojca to chce zginac. (2)

      Zreszta Berbeka przez kilka dekad chodzil po gorach ... w jego wieku wielu schodzi na zawal, albo raka kiszki, bo przepierdzieli cale zycie przed telewizorem. Co kto lubi

      • 13 5

      • (1)

        tak patrząc, to śmierć w górach, to piękna śmierć
        ginie się z jakimś sensem, robiąc to co się kocha
        a nie w szpitalu z rurkami powtykanymi tu i owdzie
        wśród obcych ludzi, którzy cię traktują jak przedmiot

        dlatego tak kocham żeglować samotnie i bez radia
        jak coś się pochrzani, to jest to prywatny biznes
        do załatwienia od ręki między mną a Dziadkiem z Widłami

        • 16 7

        • a propos halucynacji

          Osobiście rozmawiałem z Neptunem. Serio.

          Jeden raz. Miałem też inne zwidy.

          Na jachcie wielodniowa bezsenność przy pełnym brzuchu to pikuś w porównaniu z tym co mają himalaiści, którzy oszczędzają na wadze wszystkiego i oddychają byle czym.

          • 7 1

    • To nie samobójcy. To ich hobby jest obarczone ryzykiem.

      Procent wypadków może jest wyższy, ale też i zdarzenia są bardziej przewidywalne od pijanego kierowcy pakującego swój samochód w przystanek pełen ludzi, czy wjazd pod prąd na autostradzie 70 letniego kierowcy.
      Oddychasz na granicy możliwości płuc. Może Ciebie w każdej chwili zaskoczyć zmiana pogody. Dla tych ludzi szacun. Zanieśli biało czerwony proporczyk w miejsce niedostępne dla nas forumowiczów.

      • 9 3

  • Zgineli, przykro. (4)

    ale po kiego wala wchodzic na takie szczyty? Nie maja co w domu robic? Jest wieksze ryzyko, ze zginiesz wchodzac na wysoka gore niz jazda po alkoholu. Przykro, ze zmarli ale na wlasna prosbe.

    • 33 58

    • może i zmarli (2)

      ale ŻYLI

      • 20 3

      • krótko, bo krótko (1)

        • 5 2

        • ale z jajem

          tylko tak warto

          (pisane z kanapy, z głębi nic nie wartej egzystencji z dnia na dzień)

          ja im po prostu zazdroszczę, wy pewnie też, tylko sobie nie uswiadamiacie

          • 10 3

    • Znali ryzyko.

      • 4 0

  • nie znam sie na himalaizmie, ale w dobie technologii jaka mamy nasuwaja mi sie pytania na ktore moze ktos mi odpowie (40)

    1. Czy nie mozna zaszyc np w kurtce nadajnika gps kazdego czlonka ekspedycji? Przy jakichs problemach nie byloby klopotu z lokalizacja
    2. Czytalem ze pare lat temu na mount everest wyladowal smiglowiec, w zwiazku z tym czy nie ma mozliwosci w ramach akcji poszukiwawczej wyslac taki smiglowiecwyposazony w kamere termowizyjna?
    3. Na ciele himalaisty mozna by zamontowac czujniki ktore na biezaco monitorowalyby stan zdrowia, puls tetno, etc i na ktore podglad na zywo mialby kierownik wyprawy.
    Przy tak ryzykownych wyprawach i przy duzych pieniadzach sponsorow dlaczego nie stosuje sie takich rzeczy? Przeciez gps to zaden koszt w dzisiejszych czasach.
    Prosze o sensowne wypowiedzi.

    • 46 17

    • (1)

      Myślę, że po prostu nie mieli pieniędzy na takie urządzenia. W innym przypadku nie widzę innej przyczyny, że ze sobą nie wzięli GPSa.

      • 3 10

      • Nie wierzę w to

        takie nadajniki nie są drogie przy obecnej technologii. Nadajniki pomogłyby w ustaleniu ich pozycji.

        • 0 0

    • (16)

      Są niestety miejsca, gdzie pomoc jest nie możliwa z kilku względów. Ograniczone zbiorniki paliwowe, brak miejsc do ladowania czy choćby czas potrzebny na dotarcie. Niestety trzeba liczyć tylko na siebie i aż na siebie

      • 7 0

      • (15)

        No i w tych warunkach pogodowych nikt nie zaryzykuje lecieć na szczyt helikopterem. Oni tam szli na własne ryzyko.

        Szkoda ich rodzin.

        • 13 0

        • (13)

          mały GPS to odbiornik, a nie nadajnik (nadajnik jest w satelicie)

          jeśli chcesz ustrojstwo z nadajnikiem, to ono może najwyżej nadać pozycję uzyskaną z GPS, ale nadaje przez inne satelity (Thuraya, Iridium) lub sieci GSM lądowe lub stacjonarne, a do tego potrzebne jest dużo silniejsze zasilanie niż do odbiornika GPS, który może być choćby w telefonie lub zegarku (Suunto)

          użycie pojęcia "nadajnik GPS" to znak laika i nieuka

          • 15 10

          • (8)

            Ale są takie przekaźniki, które przesyłają wynik pomiaru odbiornika GPS do innego urządzenia. W telefonie też możesz tak zrobić - telefon wysyła Twoje dokładne położenie na inny numer.

            • 0 4

            • (5)

              twój telefon wysyła pozycję GPS do BTS na pobliskim kościele / kominie

              pobliskie kościoły / kominy są w Karakorum "jakby niedostępne"...

              • 25 0

              • (3)

                ale sa telefony satelitarne.

                • 2 2

              • bateria do satcoma waży i trzeba ja ładować.
                idąc na szczyt co byś wybrał
                ćwierć kilową baterię czy ćwierć kilo czekolady?

                i co jest etyczniejsze, ponosić własne ryzyko aż do końca
                czy angażować w ratowanie siebie połowę świata i go jeszcze za to opieprzać jak ten kajciarz w Arabii

                • 11 2

              • A ile one ważą?

                • 1 0

              • No i co, zadzwoniliby po ratownika TOPR?

                • 1 0

              • "pobliskie kościoły / kominy są w Karakorum "jakby niedostępne"..."

                kwestia czasu...

                • 5 0

            • lokalizator - to pojęcie, którego szukasz (1)

              są takie, dlaczego nie mieli - nie wiadomo

              • 6 0

              • Mieli jeden ale zgubili.

                • 0 0

          • Coś słyszał i pomylił. (3)

            Na pewno myślał o lokalizatorze PLB EPIRB z GPS. Tam naciskasz i wzywasz pomocy.
            Tylko... no właśnie ze względu na rozrzedzone powietrze z tego co wiem na wysokości 8000 metrów helikoptery nie latają. Czyli pomoc nie może nadejść. Musiała by być drużyna ratownicza taka jak atakująca szczyt w rezerwie. Tylko jeżeli wejdzie to nie zniesie rannych, chorych, nie mających siły. Fizycznie nie ma szans. 20 kilogramów to już problem.

            • 2 1

            • (1)

              no dobra, 20 kg to epirb okrętowy
              nawet na jachty sa mniejsze, wielkosci transpodnera
              a wojsko, himalaisci, kajciarze maja jeszcze mniesze
              ale to wciaz musi nadawac do satelity
              i wazyc troche
              i cos po wezwaniu musi byc robione
              przez kogos kto moze tam wlezc lub wleciec...

              to nie tylko kwestia ceny, ale tez sensu

              ja mam nadzieje, ze ci DWAJ siedzą skuleni w śpiworach w namiocie i przeczekują, ale... to już raczej zimne trupy

              ICE MEN jak Otzi

              • 1 2

              • Tak jak wcześnie sygnalizowałem

                EEPIRB ACR Electronic z grupy dla statków waży około 2,5 kg
                jachtowy, jako ze nie ma obudowy 1,2 kg
                ręczny personalny z GPS to 0.5 kg
                Wszystkie posiadają wysokowydajne baterie litowe i nadają 3 doby.
                Tylko poza tym, ze system się dowie to nie wiele wynika.
                Akcja ratownicza jest niemożliwa. Brak odpowiednich służb.

                • 0 0

            • drużyny ratownicze powinny mieć butle z tlenem

              odpadłby im problem z brakiem sił, takie wejście byłoby o wiele prostsze, mogliby pomóc zejść osłabionym wspinaczom.

              • 0 2

        • Tylko ze helikopter by i tak tam nie dolecial...

          • 1 0

    • (2)

      ad3. mieli najlepszy dostępny na świecie sprzęt,

      ad2. na wysokości 8000m n.p.m powietrze jest tak rozrzedzone, że wiatraki śmigłowca nie są w stanie wytworzyć siły nośnej .

      • 22 1

      • (1)

        Ty specjalista... wiatraki to są w młynach w Holandii a nie w helikopterach.

        • 4 10

        • Ty orzeł, a jak inaczej wytłumaczysz to laikowki, pisane jest językiem ogólnozrozumiałym, a nie specjalistycznym. czasem pomyśl a nie krytykuj w ciemno

          • 9 0

    • GPS w tych warunkach "wariuje",podobnie jak (5)

      krótkofalówka,więc nic to nie daje; żaden nawet najbardziej lekki helikopter nie poleci na taką wysokość ze względu na bardzo rzadki tlen,jaki jest na tej wysokości,max.mógłby polecieć na wys.6-6,5 tys.metrów,ale nie az tak wysoko no i poza tym w tych warunkach.... gdzie to czytałeś,że helikopter wylądował na ME ?

      • 9 0

      • ok,znalazłem-tu filmik,jak ląduje na ME: (4)

        • 1 0

        • filmiki wklejaj z licznymi spacjami inaczej tutejszy durnowaty skrypt je powycina

          • 5 0

        • Eurocopter AS350. (2)

          nie można wpisać linku,więc wpiszcie na YT ten helikopter np.eurocopter mount everest

          • 3 0

          • (1)

            To jest jakiś fake.

            • 0 2

            • wiki pisze, ze to prawda i że nawet ewakuowano z Everestu 2ch japońskich Himalaistów.

              ale to był jeden incydent w 2005, ten helikopter tam nie stacjonuje na stałe

              • 1 1

    • (3)

      Helikoptery na takich wysokościach nie latają, za mało powietrza.

      • 3 1

      • (2)

        a dokładnie tlenu, a tlen potrzebny jest do spalania paliwa.

        • 1 1

        • Gęstość i opór powietrza ma też znaczenie przy wytwarzaniu siły nośnej (1)

          • 1 1

          • racja, lecz pamiętam jak ekipa z TOP GEAR wybrała się "chyba" do Boliwii i chcieli przejechać trasę przez góry, a a wys. ok 5000 (nie pamiętam dokładnie) kierowcy zaczęli cierpieć na chorobę wysokościową, ale poddali się, bo samochody niechciały jechać, za mało tlenu. Z helikopterami "musi być podobnie. Ale zgadzam się rozrzedzone powietrze, to mniejszy opór, a mniejszy opór to mniejsza siła nośna.

            pozdrawiam

            • 1 0

    • I ja dodam swoje 3gr (2)

      Ad. 1. Można zaszyć nadajnik- jasne, choć nadajnik musi być zasilany, a bateria (taka, która będzie działać dostatecznie długo w tamtych temperaturach), to zawsze obciążenie dla i tak już ekstremalnie wyczerpanego himalaisty. Mimo tego, nawet wiedząc, gdzie zagrożony człowiek się znajduje, szanse na wysłanie ekipy ratunkowej w tych warunkach są równe zeru. Generalnie, podczas ataków na najwyższe szczyty świata w razie poważnych kłopotów ludzi często zostawia się samym sobie, bo ratowanie stwarza bardzo duże zagrożenie utraty życia dla ratownika.
      Ad. 2. Śmigłowiec w tak rozrzedzonym powietrzu- zbyt duże ryzyko, szczególnie w warunkach zimowych. Aspekt finansowy to kolejny argument na 'nie'.
      Ad. 3. Zestaw do monitorowania, to znów obciążenie wspinacza. I znów, nawet wiedza, że z gościem dzieje się źle nic nie da, bo niemożliwe jest sprowadzenie go na dół.
      Musimy sobie zdać sprawę, jak potężnymi górami są Himalaje. Zarówno pod względem rozmiaru, jak i trudności. Pamiętajmy, że zdobywanie najwyższych szczytów trwa już wiele lat, a problemy i przyczyny wypadków wciąż pozostają takie same- na takich wysokościach (mowa tu m. in. o strefie śmierci) życie z człowieka ucieka cały czas- organizm słabnie z każą chwilą. Gdy dojdzie do tego sytuacja kryzysowa, szanse na przetrwanie są minimalne.

      • 14 0

      • moje 3 grosze (1)

        ad 1 i 3. Jakby chcieli i organizatorzy wierzyli, ze faktycznie to cos zmieni, to daloby sie ich wyposazyc w GPS i inna elektronike. Przeciez kazdy z nich mial radio wielkosci malej ceglowki, wiec byloby to do zrobienia. GPS nie przestaje dzialac na 8 tys. (mysle, ze lotnicy mieliby cos na ten temat do powiedzenia). Mysle, ze rownie waznym czynnikiem jest psychologia i to, ze akurat Hajzer, Wielkicki, Berbeka i im podobni reprezentuja pokolenie, ktore zdobywalo osmiotysieczniki w ortalionach i zawratach. Dla nich liczy sie sila woli i takie "nowinki" traktuja jako gadzedziarstwo. GPS i tak nie zniesie nikogo z gory.
        ad2. Faktycznie bylo ladowanie na Chomolungmie, tylko ze mowimy o biciu rekordu i idealnych warunkach. Te helikoptery, ktore udzielaja pomocy w gorach (jesli sie nie myle to nalezace do pakistanskiej armii) lataja do 6-6,5 tys m. Zreszta nie w kazdym miejscu da sie czlowieka ze sciany zdjac, czy nawet w dogodnym miejscu (Jakies male plateau) wyladowac przy wietrze 100 km/h (to norma, nie max.)

        • 5 0

        • Wiara organizatorów nic tu nie zmieni

          Tak, jak napisałem, monitorowanie funkcji życiowych, czy położenia wspinacza nie pomoże w kryzysowej sytuacji. Będzie już za późno na ratunek. Pamiętajmy, że już atak szczytowy przebiega, gdy ci ludzie są na granicy swoich możliwości, więc szanse na fakap są bardzo duże. Tam zasady są bezwzględnie proste. Jak idzie dobrze, to dobrze, jak źle, to już przez duże Ź.
          Co do helikopterów, to w pełni się zgadzam.

          • 6 0

    • trochę mniej filmów o Bondzie kolego

      • 0 0

    • Śmigłowiec wylądował to duże słowo dotknął płozą szczytu. Był specjalnie przygotowany czyli odciążony ze wszystkiego co zbędne, przerobiony a była w nim jedna osoba.

      • 5 0

    • oficjalne (1)

      1. Lokalizatory GPS typu SPOT
      - wyprawa była wyposażona w lokalizator SPOT, zawsze miał go ze sobą Tomasz Kowalski.
      - przed atakiem szczytowym SPOT został zgubiony, o czym informowaliśmy na stronie programu na portalu społecznościowym.
      - w czasie ataku zespół nie miał więc lokalizatorów.
      - SPOT ma dość istotne odchylenia od rzeczywistości szczególnie w terenie wysokogórskim i nie należy przeceniać jego przydatności.

      2. Poszukiwania, ewentualna akcja przy użyciu helikopterów
      - w Pakistanie jest możliwość przeprowadzenia lotów helikopterowych przy użyciu maszyn wojskowych
      - w Pakistanie mogą się one wznieść na wysokość maksymalną 6700 m
      - helikoptery te teoretycznie mogą podnieść poszkodowanego na linie z wysokości ok. 6400
      - w masywie Broad Peak nie ma możliwości przyziemienia wyżej niż ponad bazą na 4950 m.
      - przeszukiwanie terenu przy pomocy helikoptera o tyle mijało się z celem, że przebywający w terenie himalaiści wczoraj
      mieli lepsze możliwości wglądu w teren. Karim przeprowadzał poszukiwania aż na 7700 m.
      - cała droga wraz ze szczegółami jest b.dobrze widoczna z bazy. Luneta przybliża wszystkie szczegóły. Zastosowanie helikoptera
      praktycznie niewiele zmienia.
      - praktycznie wezwanie helikoptera i i jego start i tak nie są proste i nigdy nie następują natychmiast. Start jest poprzedzony długą procedurą.
      - w dniu 7 marca pogoda na wysokości nie jest lotna i nie będzie w ogóle lotna w dniach następnych.

      • 8 0

      • info powyżej jest ze strony Polski Himalaizm Zimowy

        • 4 0

    • ODp

      1. Można i każda kurtka ma specjalny czip lokalizacyjny, tylko co z tego.

      2. Wylądował, jest nawet film na YT.

      3. Można, podobne systemy stosują biegacze, tylko po co im coś takiego, skoro wszystko wskazywało by krytyczny stan zdrowia?

      To nie jest wejście na Giewont, zazwyczaj zna się dokładne pozycje, bo członkowie ekip komunikują się ze sobą na bieżąco. Jednak w razie upadku, złamania nogi i tym podobnych rzeczy, gdy nie ma w pobliżu obozu to nikt po ciebie nie przyjdzie nawet będąc z kompanem nie zniesie cię on po stromej ścianie lodu. Przy -40 stopniach przy ataku szczytowym na lodowcu gdy nie masz namiotu, ze względu na obciążenie zostawiłeś go w obozie, nie przyleci po ciebie helikopter, raz że nie przeżyjesz w takich warunkach a 2 że nie będzie miał cię jak ściągnąć.

      • 0 0

  • Jak dla mnie troche lekkomyślne (8)

    Wybierać się w takie góry zimą... Rozumiem - rekordy rekordami ale to chodzi o ludzkie życie. Widać z zeznań kolegów, że ten najstarszy członek wyprawy nie miał już sił na zejście. Był przecież bardzo doświadczony, mógł przewidzieć co się stanie, znał swój organizm. Mam nadzieje, że ta tragedia będzie nauczką dla wszystkich śmiałków, którzy będą się wybierać w takie niebezpieczne miejsca.

    • 22 24

    • alpinista (1)

      najstarszy mial 59 lat i szczesliwie wrocil do obozu IV

      • 3 3

      • To może to nie był najstarszy, słyszałem z zeznań tych którzy wrócili, że jeden z nich nie miał siły na drogę powrotną. Myslalem, ze to ten nastarszy. Z drugiej strony tamten 58 latek był najbardziej doświadczony wiec nie dopuściłby do takiej sytuacji - żeby zabrakło siły na powrót.

        • 4 1

    • (2)

      miłość jest ślepa kolego

      • 3 0

      • (1)

        Takich dziadków tam puścili??

        • 1 8

        • Jeden był starszy, reszta w okolicach 30 roku życia.

          • 1 0

    • zaslabl najmlodszy - 28 lat

      Tomek Kowalski. Wg kierownika wyprawy poslizgnal sie i wypial mu sie hak.
      RIP

      • 3 0

    • siły nie miał właśnie najmłodszy, a nie najstarszy

      • 0 0

    • Ratownik Maciej Berbeka

      Najmłodszy nie miał sił. Co do M.Berbeki, prawdopodobnie chciał jakoś osłaniać, towarzyszyć Tomkowi. Polecam wywiad z M. Berbeką, w którym mówi o sobie, że jest przede wszystkim ratownikiem i że najważniejsze to być z kimś do końca, nawet jak nic więcej nie da się zrobić...

      • 0 0

  • Miłość nie jest racjonalna (1)

    To się tyczy również miłości do gór, wspinaczki, przełamywania barier i własnych słabości.
    Kto raz zrobił zimowy treking choćby w Tatrach, już zawsze będzie tęsknił za górami.

    • 35 4

    • miłość do gór a miłość do adrenaliny i robienia niezrobionego to dwie rózne rzeczy

      kocham góry ale nie uznaję Tatr Wysokich zimą gdyż po prostu nie lubię ryzykować życia. Na naturę nie mam wpływu więc ograniczam ryzyko jak mogę. Uważam, że mam w sobie miłość do gór, mam także pokorę. To o czym piszesz, to chęć przekraczania granic i jest to nałóg zapewne. Nie podziwiam tego, bo moim zdaniem natura rozrzedza powietrze tam, gdzie człowieka naturalnie ma nie być. Jeżeli miałabym taszczyć butlę na wpół przytomna pod jakąś górę, to z mojej percepcji ukochanych gór byłyby nici, a także z radości wspinaczki. Równie dobrze mogłabym upalić blanta i zapewne wrażenie byłoby podobno jak przy niedotlenieniu mózgu. Jak wyżej w wywiadzie jest napisane: to sztuka cierpienia. Ja nie lubię cierpieć i nieważne jakie ideologie do tego się dopisze, nie będzie to dla mnie przyjemność. Miłość nie powinna się kojarzyć z cierpieniem. Nie oceniam ani nie krytykuje, tak to po prostu widzę.

      • 3 1

  • Może by ktoś napisał jaki śmietnik w górach zostawiają te wyprawy?? w imię swoich widzi misi....

    ....i to za nasze pieniądze ....!!!nic dziwnego że podatki coraz wyższe...

    • 16 26

  • Ciekawe (3)

    Dlaczego skakanie na główkę do wody o metrowej głębokości uważane jest za debilizm, a łażenie zimą po Himalajach jest bohaterstwem?
    Podejrzewam, że odsetek kalek i trupów jest podobny.

    • 39 24

    • ooo (2)

      widze że pisze jeden z ciekawskich debili skaczących do wody o metrowej głebokości?

      • 1 8

      • nie trafiłeś

        próbuj dalej

        • 6 1

      • debil to pisał komentarz o17:49

        • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Święta Wielkanocne nad morzem - atrakcje dla całej rodziny

450 zł
zajęcia rekreacyjne

Konopna Noc Saunowa!

125 zł
spotkanie, morsowanie, trening

Aktywne Świętowanie - Wielkanoc 2024

w plenerze, zajęcia rekreacyjne, sporty ekstremalne

Forum

Najczęściej czytane