• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

InO pt. "Jesienny Tułacz 2011"

Krzysztof Kochanowicz
6 października 2011 (artykuł sprzed 12 lat) 
Nasze trio: od lewej: Tomasz Kmieć, Krzysztof Kochanowicz i Maciej Kozakiewicz Nasze trio: od lewej: Tomasz Kmieć, Krzysztof Kochanowicz i Maciej Kozakiewicz

Choć tułanie się pieszo czy rowerem w nocy po lesie to niezbyt popularny sposób na spędzanie wolnego czasu, to z roku na rok zainteresowanie imprezami na orientację rośnie. Jak zapowiadali organizatorzy tegoroczna jesienna edycja miała być znacznie trudniejsza pod kątem nawigacyjnym od poprzednich i faktycznie tak było! Punkty rozsypane zostały w dość wymagającym terenie północnej części Kaszub, a dokładnie w lasach Puszczy Darżlubskiej, która nie jednemu dała w kość. Tej jesieni, nadal największym zainteresowaniem cieszyły się trasy piesze, na których wystartowało łącznie ponad 350 osób. Na trasie rowerowej zaś zmierzyło się 60 osób w 17 zespołach.



Jesienny Tułacz, co to takiego?

Jesienny Tułacz, podobnie jak edycja wiosenna, to rajd na orientację, którego celem jest odnalezienie w terenie kilkunastu punktów kontrolnych mając do dyspozycji jedynie mapę, kompas i dużo wytrwałości. To również znakomita okazja, by poćwiczyć pamięć, orientację w terenie jak również spędzić trochę czasu w lesie razem z przyjaciółmi czy rodziną. Niepowtarzalnego smaczku całej akcji dodaje nocna sceneria Rajdu. Co roku edycje nocne, jak i wakacyjna dzienna Tułacza przyciągają masę zapaleńców na trasach pieszych lub rowerowej. Do wyboru są cztery trasy: trzy piesze o dystansach 25, 30 i 50 km oraz jedna rowerowa, na dystansie 50 km. Podane kilometry to dystans rozłożonych pomiędzy sobą punktów, co, jak się przekonałem nie przekłada się na rzeczywisty pokonany dystans. Główne punkty kontrolne (PK), które zaliczają uczestnicy, to zwykle zawieszone na drzewie lampiony, z których należy przepisać odpowiedni kod na własną tzw. "kartę startową". Jednak dla utrudnienia PK nie leżą przy głównych drogach, a są dobrze ukryte przez organizatorów. Dla podwyższenia trudności całej zabawy wprowadzono również tzw. punkty stowarzyszone (PS), które mogą leżeć w niedalekiej odległości od głównego punktu oraz tzw. punkty mylne, które zbijają uczestnika z tropu. W każdym z tych dwóch ostatnich przypadków otrzymuje się punkty karne, co nie wróży dobrze na końcowy wynik, jeśli w ogóle na taki liczymy. Po samej nazwie rajdu wnioskować można, że nie jest to rajd polegający na jeżdżeniu, czy chodzeniu głównymi drogami, a "tułaczce" i to często w niełatwym terenie. Dlatego też zaliczenie głównych punktów wymaga dobrej orientacji w terenie, umiejętności czytania mapy oraz posługiwania się kompasem , jak również, albo przede wszystkim znakomitej kondycji, bo w końcu czas tyka na naszą niekorzyść ;)

Odnajdujemy 2PK, na szczęście właściwy ;) Odnajdujemy 2PK, na szczęście właściwy ;)


"Pierwsze koty za płoty"

Nie ukrywam, że o nocnej imprezie na orientację dowiedziałem się na dwa dni przez startem i nawet nie miałem czasu zapoznać się z regulaminem. Wiedziałem jedynie, że rajd ma nieco inne zasady niż Harpagan, w którym nie raz miałem już okazję startować. Ze względu jednak na mój charakter pracy nie przyjechałem w pełni sił, a między zmianami. Wieczorem zjawiłem się na styk przed startem, rano zaś od razu po zakończeniu "naszej tułaczki", rozpocząłem kolejną 10 godzinną zmianę. Krzysiek i Maciej, którzy startowali ze mną w jednej drużynie, też podkreślali, że w planie mają zaliczyć choć ze trzy punkty, gdyż zmęczenie po całym, dość trudnym tygodniu pracy sięgało zenitu. Dlatego już na "dzień dobry", albo raczej na "dobry wieczór", nie nastawialiśmy się na "napiranie".

Poza tym zarówno Maciej, jak i ja nigdy wcześniej nie startowaliśmy w żadnej edycji "Tułacza", dlatego też chcieliśmy by ten pierwszy start był w pewnym stopniu treningiem. Krzysiek, który wystartował z nami, starał się nie wtrącać do podejmowanych decyzji, choć niekiedy nie mógł powstrzymać się od swoich uwag. Bywało niekiedy tak, że punkt do którego docieraliśmy nie zaliczaliśmy od razu, było tak na pierwszym PK oraz ostatnim przez nas zaliczonym. Niestety nasze zmęczenie szybko się dało o sobie znać i już po 3 pierwszych godzinach mieliśmy mały kryzys, dlatego też nieco zwolniliśmy tempo by całkowicie się nie skatować. W końcu przyjechaliśmy tu dla przyjemności, a nie na odwrót!

Teren, w którym zostały rozmieszczone pierwsze punkty dał nam ostro we znaki. Z tej strony, rozciągającej się na północny wschód od Wejherowa Puszczy Darżlibskiej jeszcze nie znaliśmy! Po pokonaniu tylu licznych wzniesień, już wiem dlaczego ta część Kaszub nazywana jest Bieszczadami Północy. Jak na pomorskie klimaty to teren o bardzo charakterystycznej, dość mocno pofałdowanej rzeźbie, a przy okazji również dość grząski. Występujące tam piachy niejednokrotnie zmuszały nas do zejścia z roweru, albo przymusowego "lotu w przestworzach". Dobrze, że jesienią jest tyle liści i lądowanie jest dość miękkie.

W połowie trasy zacząłem się zastanawiać czy dobrze zrobiliśmy wybierając się na rowerach, skoro trasa specjalnie nie była przygotowana pod ich kątem. Na przyszłość zanim wystartujemy, zastanowimy się ze trzy razy, czy katować rower? Czy może lepiej byłoby wybrać się piechotą?

Trojka też zdobyta pomyślnie Trojka też zdobyta pomyślnie


Szczegóły naszej "tułaczki", a raczej błądzenia :)

Prolog

Wzmagania naszej drużyny rozpoczęły się po godzinie 22, a zakończyły po świcie. W między czasie udało nam się znaleźć jedynie 5 punktów z dwudziestu i o dziwo dotrzeć do mety bez spóźnienia, choć morderczy wyścig z czasem w ostatnich minutach rajdu był naprawdę ciężki. Zdobyte punkty oraz rezultat nie jest imponujący, jednak patrząc na to z perspektywy ostatniego przemęczenia i tak zrobiliśmy ponad nasze zamiary. I pomimo szczerych chęci Krzyśka kontynuowania trasy w poszukiwaniu kolejnych punktów, podjęliśmy wspólnie jako drużyna, że wracamy do mety, co by kolejny dzień przeżyć, a nie przespać.

Błądzimy od punktu do punktu:)

1PK Po opuszczeniu cywilizacji i zagłębieniu się w ciemnym lesie, pierwsze kroki porównać można do zabawy w "ciuciubabkę". Po odmierzeniu odcinka, którym mogliśmy udać się mniej więcej na wysokość 1PK oraz zaatakowania go idąc zna azymut okazało się, że przecinka której szukamy nie istnieje. Nie tracąc jednak nadziei liczymy kroki, jednak w miejscu gdzie wg nas powinien być punkt, jego nie ma. No to klapa. Wracamy. Do ścieżki i próbujemy jeszcze raz. Po 20 minutach łażenia z rowerami na plecach, mamy dosyć! G* nie robota. Krzysiek proponuje byśmy zjechali jeszcze raz do granicy lasu, obrali jakiś bardziej charakterystyczny punkt wyjściowy i podjęli jeszcze jedną próbę. Nie uśmiecha nam się zjeżdżać na sam dół, po to by za chwilę ten sam ciężki podjazd pokonywać jeszcze raz, ale chyba nie ma innego wyjścia. Przy ponownym podejściu nie jest lepiej. Mija kolejna godzina, a PK śmieje się z nas, gdyż może ze dwa razy koło niego przechodziliśmy. W końcu jednak odnajdujemy lampion, jednak jak się później okazuje nie zostaje on nam zaliczony.

2PK znajduje się nieco bardziej na wschód, w pobliżu źródeł potoku. Po mapie nic nie wskazuje na to, by wzdłuż płynącego potoku była jakakolwiek ścieżka więc nastawiamy się na najgorsze. Jeśli trzeba będzie brodzić po kolana w wodzie, to będziemy brodzić i tyle. Na szczęście jednak u stóp podjazdu okazuje się, że jest ścieżka wiodąca wąwozem, którym płynie potok więc wystarczy wspiąć się na jej szczyt. No właśnie wystarczy... Miejscami jest dość ślisko, co kończy się dość bolesnym upadkiem Krzyśka. ...potrzebna jest nam mała przerwa więc i my na tym korzystamy.

W poszukiwaniu kolejnego punktu kontrolnego; niełatwa przeprawa przez gęsty la iglasty Puszczy Darżlubskiej. W poszukiwaniu kolejnego punktu kontrolnego; niełatwa przeprawa przez gęsty la iglasty Puszczy Darżlubskiej.


Maciek napiera ku górze, jednak specjalnie nie zastanawia się nad faktem, że w pobliżu mogą być tzw. punkty stowarzyszone lub mylne. Wg niego 2 PK znajduje się na końcu jednej z odnóg potoku, przy zejściu do wąwozu. Innego zdania jest Krzysiek, który wolałby dystans od skrzyżowania jeszcze raz spokojnie odmierzyć. Osobiście sam już nie wiem co robić, ale decyzja Maćka wydaje mi się być słuszna. Krzysiek nadal odmierza swoje kroki i ląduje w tym samym miejscu, które przed kilkoma minutami znalazł Maciek. Więc chyba powinno być dobrze. Wyniki na szczęście to potwierdzają.

3PK Patrząc na mapę i widząc tyle poziomic jedna przy drugiej włosy stają nam dęba, a z minuty na minutę nasila się również i zmęczenie. Najchętniej walnąłbym się teraz do łóżka i przykrył kołderką, a nie tu błądził szukając jakiś punktów. Patrząc jednak na zapał kolegów nie pokazuję mojego zmęczenia. Napieramy! By dotrzeć do trójki, musimy ponownie zjechać do ścieżki wyjściowej i kontynuować trasę u stóp lasu. Krzysiek rozpoznaje okolice biegnącego tu pieszego szlaku "Krawędzią Kępy Puckiej", który jakiś czas temu miał okazję pokonać. Jest więc szansa, że nie pobłądzimy. Po pewnym momencie musimy jednak pożegnać się ze szlakiem i ponownie uderzyć ścieżką wzdłuż potoku. Ni stąd ni zowąd zagłębiamy się w gęstej mgle. Zmienia się też podłoże, co zmusza nas do zejścia z rowerów. Czym bardziej zbliżamy się do punktu, tym ścieżka staje się bardziej wymagająca. W końcu rowery trzeba już nieść. Po sprawdzeniu mapy okazuje się, że punkt kontrolny będzie na szczycie wniesienia. Decydujemy więc, że rowery zostawiamy na dole, na pełnym pulsacyjnym oświetleniu by nie mieć kłopotu z odnalezieniem ich później, a sami wyruszymy przedzierając się przez gęsty las w poszukiwaniu celu. Tym razem dotarcie do celu obeszło się bez błądzenia, ale jak się okazało zaliczyliśmy "stowarzysza", a nie punkt główny ;-/

4PK Udanie się z 3 PK na czwórkę na azymut, to pierwszy pomysł Maćka. Hmmm... wygląda pięknie i w sumie niedaleko, jednak jesteśmy już dość mocno zmęczeni, a targanie rowerów na plecach przez te wszystkie pagórki i wąwozy specjalnie nam się nie uśmiecha. Szkoda, że mapa, w którą jesteśmy wyposażeni nie została rozciągnięta nieco w kierunku wschodnim, z pewnością ułatwiłoby nam to dotarcie do celu.

4PK niestety "mylny" ;-/ 4PK niestety "mylny" ;-/


Patrzę na Krzyśka i zastanawiam się co wymyśli. Mam cichą nadzieję, że nie będziemy musieli "ciąć na azymut", bo ten pomysł zupełnie mi się nie podoba. Nie mylę się. Krzysiek tłumaczy, że nie zawsze najkrótsza droga jest najlepsza. Osobiście też zgadzam się z tym stwierdzeniem, gdyż niejednokrotnie przerabiałem to na Harpaganie. Wracamy więc w kierunku Wejherowa by w okolicach osiedla Nanice wskoczyć na asfalt, nadłożyć nieco drogi i dotrzeć do czwórki okrężną, ale pewniejszą drogą. Krzysiek obiera prowadzenie, Maciek dorzuca tempa i pędzimy niczym przecinaki utwardzona drogą gruntową w kierunku 4PK. Nagle jednak droga zaczyna piąć się ku górze, Krzysiek zostaje w tyle i się drze, że pominęliśmy skrzyżowanie na którym mieliśmy skręcić. Dobrze, że choć jeden z nas ma "łeb na karku", bo znowu pewnie byśmy pobłądzili. Od tego momentu staramy się być bardziej uważni, gdyż za chwilę trzeba będzie znowu uderzyć na azymut. Jednak droga, którą zamierzamy "zaatakować" punkt jest zupełnie nie do przejścia. Opracowujemy więc kolejny plan, który też nas zawodzi. Teren jest zbyt mokry byśmy się tędy przedostali. Trzecie podejście nie jest najlepsze, ale chyba i tak najmniej uciążliwe. Obrany jednak azymut nie pokrywa się z kompasem. Cos tu nie gra, tylko co? ... Prowadząc rowery zastanawiamy gdzie zrobiliśmy błąd i ni stąd ni zowąd przed naszymi oczami ukazuje się lampion punktu kontrolnego. Wg Krzyśka to jeden ze "stowarzyszy" lub "punkt mylny" i faktycznie ma rację. Ostatecznie jednak decydujemy się go zgarnąć, gdyż mamy już serdecznie dość tej tułaczki. Patrząc na zegarek zbliża się godzina czwarta, i jakoś tak mi dziwne, bo zamiast przewracać się teraz na drugi bok w mym łóżku błądzę tu po lesie... a za kilka godzin mam zacząć znowu pracę. Jakoś to wszystko mi się nie klei. Proponuję powrót do mety, ale i Maciej i Krzysiek chyba nie przyjęli tego na serio. Poklepuja mnie po ramieniu mówią: "dasz radę, jeszcze jeden punkt i odpuszczamy!" ... i tak oto daję się namówić na ostatni 5 PK.

5PK Ostatni punkt, który zdecydowaliśmy się odnaleźć nie był zbytnio oddalony od czwórki jednak patrząc na teren i przepływającą w pobliżu Gizdepkę wolałem nie ryzykować przejścia na skróty. Podobnie jak wcześniej ruszyliśmy nieco naokoło, ale pewniejszą drogą, co przyczyniło się, że punkt znaleźliśmy bez większego problemu. Na piątce, Krzysiek miał szczere chęci kontynuować trasę, ale i Maciek i ja, byliśmy już totalnie wykończeni, dlatego też podjęliśmy decyzję powrotu na metę i tym samym zakończenia naszej "tułaczki".

Powoli zaczyna świtać. Dopada nas zmęczenie, czas więc wracać. Powoli zaczyna świtać. Dopada nas zmęczenie, czas więc wracać.


Podsumowanie:

Gdyby nie zmęczenie po całym ciężkim tygodniu pracy, jak również w moim przypadku pracy dnia następnego tuż po powrocie z rajdu, z pewnością udałoby nam się zaliczyć więcej punktów. Jednak moim zdaniem to co udało nam się znaleźć i tak powinno nas cieszyć. W końcu pojechaliśmy dla przyjemności, a nie po to by się zarżnąć i przez cały weekend "chodzić tyłem" ;)

"Jesienny Tułacz" bardzo przypadł mi do gustu, jednak następnym razem chyba wybiorę trasę pieszą, gdyż ta rowerowa prawie niczym się nie różniła, poza faktem, że w wielu momentach rowery musieliśmy targać na plecach.

Patrząc na wyniki nie przejmujemy się ostatnim miejscem w klasyfikacji, gdyż nie ono jest dla nas najważniejsze. Najważniejsza jest dla nas współpraca i dobra zabawa, których z pewnością nie brakowało! Był to dla nas dobry trening zarówno umysłowy jak i sprawnościowy przed zbliżającym się Harpaganem. Sprawdziło się również nasze stare polskie przysłowie, że uczymy się na błędach - szkoda, że własnych. Ale nie ma co się załamywać, następnym razem na pewno będzie lepiej!

Najlepszym drużynom gratulujemy wyniku:

Grupę Rowerową 3miasto reprezentowali:
-Krzysztof Kochanowicz
-Maciej Kozakiewicz
-Tomasz Kmieć

Autor relacji: Tomasz Kmieć [Grupa Rowerowa 3miasto]

Następne RnO organizowane przez Bractwo Przygody "Almanak" odbędą się w 2012 r.:
-31 marca - 1 kwietnia: nocny Rajd na Orientację pt.: "Wiosenny Tułacz"
-16 czerwca: dzienny Rajd na Orientację pt.: "Wakacyjny Tułacz"
-6-7 października: nocny Rajd na Orientację pt.: "Jesienny Tułacz"


Przejdź do strony Organizatora - Bractwa Przygody "Almanak" Przejdź do strony Organizatora - Bractwa Przygody "Almanak"


opracował:

Co Cię gryzie - artykuł czytelnika to rubryka redagowana przez czytelników, zawierająca ich spostrzeżenia na temat otaczającej nas trójmiejskiej rzeczywistości. Wbrew nazwie nie wszystkie refleksje mają charakter narzekania. Jeśli coś cię gryzie opisz to i zobacz co inni myślą o sprawie. A my z radością nagrodzimy najciekawsze teksty biletami do kina lub na inne imprezy odbywające się w Trójmieście.

Opinie (12) 7 zablokowanych

  • Nie ma usprawiedliwienia! (4)

    Trzeba jechać do końca! Swojego lub czasu ;) No i trenować mapę. Tułacz jest jedną z takich imprez, gdzie bardziej niż "buła" liczy się głowa. Zatem nie zrażać się i wyciągać wnioski. Powodzenia!

    • 5 2

    • A kto tu się zraził? (3)

      Znając Tomka, nie da za wygraną ;)Nadejdzie wiosna, to ponownie wsiądzie na rower. Chociaż, chciałbym choć raz wystartować na piechotę i zobaczyć jak to jest.
      ps. TJ, wiesz może coś na temat tegorocznych "Nocnych Manewrów" organizowanych przez SKPT?

      • 3 0

      • Zrażić w życiu !

        Absolutnie niczym się nie zrażam, będziemy ostro trenować by na następnej takiej imprezie było tylko lepiej. Oczywiście że nie dam za wygraną:) Pozdrower

        • 2 0

      • Manewry SKPT są w marcu, natomiast Tobie chodzi pewnie o Darżlub (1)

        który bedzie pewnie jak co roku w pierwszy weekend grudnia (3/4.12). Organizatorzy co prawda odgrazali sie, ze moze nie być, ale raczej nikt nie pozwoli upaść takiej tradycyjnej imprezie.

        • 3 0

        • Dokładnie chodziło mi o Darżlub, tylko nie wiem dlaczego jedno z drugim mi się pomyliło.

          Ale przynajmniej teraz wiem, że to nie to samo ;) Dzięki

          • 2 0

  • Super sprawa (2)

    Wprawdzie nie wyobrażam sobie startu na rowerze, bo jak dla mnie to za duży hardcore. Widziałem gościa, który próbując zjeżdżać ze zbocza, przeleciał przez kierownicę i fikołkował wraz ze sprzętem na dół. Masakra.
    25 km trasa piesza dostarczyła mi masę wrażeń. Odciski na nogach, ubranie całe w błocie, odwodnienie organizmu, no i pół niedzieli przespanej... mimo wszystko wspominam Rajd dobrze.
    Najgorzej jednak miałem "pietra" jak poszedłem siusiu, a koledzy odeszli kilkadziesiąt metrów i nie wiedziałem gdzie dalej iść. Zostałem sam z moją mapą, kompasem, który i tak specjalnie nie wiedziałem jak użyć i totalna dezorientacją. A Ci zrobili sobie bekę chowając się za drzewa by sprawdzić jaki ze mnie twardziel. Ehhh, zabawa była przednia, no i "pierwsze koty za płoty". Też wyniku nie zrobiliśmy najlepszego zbierając całą masę "stowarzyszy", ale nie to się dla nas liczyło.
    Jak porównują koledzy do poprzednich edycji, ta ewidentnie była o wiele trudniejsza. Moim zdaniem zdecydowanie za trudna!

    • 8 0

    • Też mam podobne odczucia, że ta edycja była trudniejsza od pozostałych.

      Organizatorzy starannie ukryli PK i chwała im za to ;)

      • 3 0

    • Ale mnie rozbawiłeś z tym "kitraniem się za drzewami"

      W zeszłym roku też podobny numer wycięliśmy znajomemu, który mało w gacie nie narobił ze strachu. Dobre, dobre ;)

      • 2 1

  • SYLA BYŁAŚ?

    • 0 0

  • Jaką czołówkę polecacie na rower nocą w lesie? (2)

    Musi dać się ją podpiąć do kasku i musi być widać drogę dostatecznie daleko, żeby nie wywalić się na korzeniu podczas zjazdu.

    • 0 0

    • iRay S6 (1)

      Osobiście używam francuskiej czołówki iRay S6, która znakomicie sprawdza się w ciężkich warunkach. Jest w pełni wodoodporna i z łatwością można ją przypiąć na kask. W porównaniu do halogenowego Petzl`a, którego miałem wcześniej sprawdza się znacznie lepiej. iRay S6 to dwie lampki z czego jedna jest ksenonowa, a druga to tzw. led optyczny o mocy 2W. Ma cztery moduły świecenia mocny, średni i słaby. Ten ostatni np: do czytania mapy oraz tzw. światło pulsacyjne (ostrzegawcze) Światło jest raczej skupione i daje spokojną widoczność na 25 metrów. Baterie alkaiczne, których używam na pełnych obrotach wytrzymują do 8 godzin. To czołówka z pewnością godna uwagi.

      • 2 0

      • Dzięki za odpowiedź!

        • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Święta Wielkanocne nad morzem - atrakcje dla całej rodziny

450 zł
zajęcia rekreacyjne

Konopna Noc Saunowa!

125 zł
spotkanie, morsowanie, trening

Aktywne Świętowanie - Wielkanoc 2024

w plenerze, zajęcia rekreacyjne, sporty ekstremalne

Forum

Najczęściej czytane