- 1 Rodzinne atrakcje i parki rozrywki - jakie ceny, ile kosztuje zabawa? (30 opinii)
- 2 1,2 mln zł za nowy skatepark w Gdyni (89 opinii)
- 3 Biegiem i rowerem po lotnisku. I to legalnie (17 opinii)
- 4 Runmageddon drogi, ale wciąż popularny (38 opinii)
- 5 Małżeństwo dookoła świata na rowerach (115 opinii)
- 6 Mamy to! 24-latek wygrał Ninja Warrior (96 opinii)
Chce pokonać Mount Everest i pomóc dzieciom z autyzmem
O kolejnym górsko-charytatywnym projekcie, wejściu z 83-letnią mamą na dwutysięcznik i o samotnych chwilach na szczytach porozmawialiśmy z Pawłem Klejborem, który właśnie przygotowuje się do pokonania Mount Everestu.
Paweł Klejbor: Wyprawa na Mount Everest ma dla mnie podwójne znaczenie. Z jednej strony ogromne wyzwanie, do którego również intensywnie się przygotowuję, a z drugiej strony prowadzę zbiórkę pieniędzy dla gdańskich ośrodków zajmujących się dziećmi i młodzieżą z autyzmem. Jest to naprawdę ciężka choroba i przyda się każde wsparcie, które odczują podopieczni i ich rodziny. Założyłem, że kwota minimalna wyniesie 50 tys. zł i do tego będę dążył, jednak zbiórka trwa i będzie trwać do zamknięcia wyprawy, która rozpocznie się w kwietniu 2022 r. i potrwa do czerwca.
Od lat każda zdobyta przeze mnie góra wiąże się z konkretnym działaniem charytatywnym. Działamy wielopłaszczyznowo i zawsze staram się angażować w różne projekty.
Czytaj też: "Epidemia znacząco wpłynęła na życie osób z autyzmem"
Jak wyglądają przygotowania do wyprawy życia?
Na Everest wchodzę "solo" - będzie mnie wspomagał jedynie szerpa, dlatego obecnie trwają intensywne przygotowania. Codziennie trenuję i przygotowuję się zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym - biegam i trenuję z obciążeniami na gdyńskich plażach. Do tego dochodzą zajęcia na siłowni i szkolenia z ratownictwa górskiego pod opieką pracowników z gdańskiej uczelni medycznej.
W drodze na szczyt nie będzie miejsca na braki kondycji, a z zaszyciem rany czy leczeniem odmrożeń trzeba będzie sobie poradzić samodzielnie. Emocje są ogromne, ale skupiłem się na gromadzeniu wszelkich informacji od ludzi, którzy już doświadczyli takiej wyprawy, aby maksymalnie przygotować się do tego zadania.
Czytaj też: Judoka idzie z Gdańska do Zakopanego. Zbiera pieniądze dla hospicjum
Kiedy zaczęła się ta miłość do gór?
Kiedy byłem dzieckiem, rodzice wprowadzili mnie na Rysy i od tego czasu co roku staram się sukcesywnie zdobywać kolejne szczyty. Do tej pory udało mi się trafić na najważniejsze szlaki turystyczne. Wszedłem na Mont Blanc, Kilimandżaro czy Denali na Alasce. Nie można nie wspomnieć o Aconcagule czy Górze Kościuszki, a teraz oddaję też to, co otrzymałem od rodziców - udało mi się wejść z moją 83-letnią mamą na dwutysięcznik, która następnego dnia po tej wyprawie zadała tylko pytanie - gdzie wspinamy się jutro? Zawsze trzeba szukać czegoś dalej.
Na pana drodze były łatwiejsze i trudniejsze szczyty?
Każda góra jest na swój sposób trudna. W moim wypadku - wydawałoby się, że najprostsze - wejście na Górę Kościuszki w Australii okazało się prawie niewykonalne. Ze względu na panującą suszę, pożary i zadymienie szlak został zamknięty dokładnie w momencie mojego pobytu. Dopiero w ostatniej chwili, kiedy miałem już wrócić do Polski, otrzymałem sygnał, że droga jest wolna. Szybko z powrotem pokonałem 400 km samochodem, żeby potem wbiec na szczyt.
Z kolei najtrudniejsze chwile na najwyższym szczycie Andów, którym jest Aconcagua, przeżyłem na początku wyprawy, kiedy wszyscy moi współtowarzysze mieli się dobrze. Za to w przeciwieństwie do innych na szczycie czułem się świetnie. Zawsze mówię, że to nie my wchodzimy na górę, tylko to góra decyduje - w jaki sposób na nią wejdziemy i czy pozwoli nam wrócić.
Alpinizm to odhaczanie kolejnych szczytów czy obcowanie z górami?
Kiedy uda mi się wejść na szczyt, to zawsze staram się usiąść gdzieś w odosobnieniu i pobyć sam ze szczytem - zastanowić się nad pokonaną trasą i po prostu poobcować z górą. Wspominam szczególnie górę Denali, najwyższy szczyt Ameryki Północnej. Mam nawet takie zdjęcie, kiedy stoję nad oznaczeniem szczytu i po prostu się rozpłakałem. Łzy zamarzły mi na policzkach prawie natychmiast. To są ogromne emocje, a chwile na szczycie są zarezerwowane dla każdego zdobywcy.
Opinie wybrane
-
2021-04-03 15:24
(4)
Jestem pełna podziwu. Uważam, że jest to szlachetny cel, Życzę powodzenia
- 9 65
-
2021-04-03 19:34
Trzeba być niezłym naiwniakiem (1)
żeby wierzyć, że on chce pomóc komukolwiek poza sobą samym.
- 15 0
-
2021-04-03 20:42
Przecież to jasne jak słońce, że podmiot tego artykułu prasowego robi "koronę ziemi".
A te "cele charytatywne" to fasada, żeby nadać ciężar gatunkowy swoim ambicjom, i żeby troszkę zatuszować przerośnięte ego.- 12 0
-
2021-04-03 18:49
Tzw. poczciwa, pożyteczna i**otka. Nie mówię tego złośliwie, serio ...
- 20 2
-
2021-04-03 18:14
Szlachetny cel, wydac kilkadziesiat tys zl na podroz w gory, aby pomoc dzieciom z autyzmem poprzez... co? Edycja: dopiero doczytałem, on nawet nie swoje pieniadze chce wydac xd ale jaja!!
- 28 0
-
2021-04-07 07:44
2 sprawy
1. Nie można pokonać Mount Everestu.
2. Myślę, że nie byłoby hejtu, gdyby napisać uczciwie, że facet leci zrealizować swoje marzenie o wejściu na ME, za swoje pieniądze i tak przy okazji chciałby pomóc dzieciom z autyzmem... Chociaż takie same wsparcie powinien otrzymać także Janusz ruszający swoim składakiem dookoła Mazur- 0 0
-
2021-04-03 23:19
Zamiast wydawać 10tys dolcow na wejście (3)
Zamiast wydawać 10tki tysięcy dolcow na wejście na Mount Ewerest, Mógłby te pieniądze przeznaczyć na szczytny cel i nie organizować zbiórki.
Mam na dzieje, ze wspierający zrzutkę nie sponsorują wycieczki tego Pana.
Wesołych- 22 3
-
2021-04-03 23:23
Buahaaaaa (2)
Chce zebrać minimum 50 tys zł , pytanie ile kosztuje ta cała jego wyprawa ????? Pic na wodę , mam wrażenie że gość realizuje własne marzenia i tyle
- 6 0
-
2021-04-04 06:51
(1)
Kiedyś pisali, że wejście mount Everest kosztuje w granicach 50 tyś. $. Więc ta akcja jest bardziej w celach promocyjnych niż pomocy.
- 6 0
-
2021-04-04 09:22
Musisz dorzucić jeszcze minimum 15 tyś $ ,do tej sumy. Nie jest to tania zabawa.
- 5 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.