- 1 Biegiem i rowerem po lotnisku. I to legalnie (7 opinii)
- 2 Rodzinne atrakcje i parki rozrywki - jakie ceny, ile kosztuje zabawa? (2 opinie)
- 3 Runmageddon drogi, ale wciąż popularny (37 opinii)
- 4 Małżeństwo dookoła świata na rowerach (113 opinii)
- 5 Mamy to! 24-latek wygrał Ninja Warrior (96 opinii)
- 6 Aktywni mają w czym wybierać (11 opinii)
Żeglarstwo w czasie koronawirusa. Jacek Chabowski samotnie z Lizbony do Gdańska
16 czerwca 2020 (artykuł sprzed 3 lat)
Ze względu na odwołanie OSTAR 2020 kapitan Jacek Chabowski nie mógł wziąć udziału w regatach samotników przez Atlantyk. Gdański żeglarz poleciał do Lizbony po swój jacht i ruszył nim do Gdańska, aby przekonać się, jak wygląda rejs w czasie pandemii. Z drobnymi przeszkodami trasę blisko 2 tys. mil pokonał w 30 dni.
Kapitan Jacek Chabowski planował wziąć udział w regatach samotników OSTAR 2020. Żeglarze planują podczas nich trasę samodzielnie w kierunku zachodnim przez Atlantyk z Plymouth do Rhode Island, zmagając się z przeciwnymi wiatrami i prądami morskimi.
W związku z zagrożeniem epidemiologicznym, kiedy świat wstrzymał oddech, plany związane z wyzwaniem OSTAR spaliły na panewce, a zamknięcie granic spowodowało, że jego jacht Blue Horizon utknął w Lizbonie.
Żeglarstwo. Wracają regaty z ograniczeniami. Kalendarz w Trójmieście po zmianach
Dlatego żeglarz postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i przepłynąć z Lizbony do portu rodzimego w Gdańsku. Wyruszył 19 maja, a w gdańskiej marinie zacumował 14 czerwca. Przez cztery tygodnie zmagał się z wiatrem, słońcem i zamkniętymi dla obcych bander portami.
- Pierwsze wyzwanie polegało na tym, aby po prostu dotrzeć do Lizbony. Najprościej było z Berlina, gdzie lotniska funkcjonują już prawie normalnie, trochę przypominają obecnie poczekalnie w przychodniach, ale grunt, że latają - relacjonuje kpt. Chabowski.
Pierwsze dwie doby były ostro pod wiatr, a jacht uległ małej awarii, stąd trzeba było znaleźć bezpieczną przystań w Porto, w marinie u ujścia rzeki Douro. Jacht potrzebował serwisu. Na to konieczna jednak była zgoda telefoniczna władz i mimo jej wydania czekała go jeszcze kontrola.
- Pojawiła się motorówka policji portowej i ten sam zestaw pytań: jaki powód zawinięcia, od kiedy jest w Portugalii, czy nie ma żadnych objawów. Nie wpuszczano obcych bander, a dla mnie zrobiono wyjątek ze względu na awarię. Serwis okazał się zakończony sukcesem, więc po czterech dniach w Porto kolejne 350 mil uciekło mi z falami Zatoki Biskajskiej. Kanał Angielski to dzisiaj autostrada, gdzie jeden za drugim na wodzie ustawiają się stalowe pudła. Wszystko wskazuje na to, że i tu pojawią się niebawem korki - mówi żeglarz.
Zmarł Henryk Jaskuła - pierwszy Polak, który samotnie opłynął świat
Duży ruch, cały czas pod wiatr, zmusił Chabowskiego do znalezienia przystanku. Tym razem był nim w Dartmouth. Zanim się tam jednak znalazł, do towarzystwa delfinów i ptaków dołączyło także kolejne , w postaci mundurowych. Z dużą prędkością od rufy zbliżył się do niego okręt patrolowy i zasypał listą pytań. Po godzinie czterech funkcjonariuszy weszło na pokład Blue Horizon. Po sprawdzeniu jachtu i dokumentów mógł wreszcie bezpiecznie zacumować.
- Ze względu na pandemię nie zostałem wypuszczony z mariny, aby wyjść na miasto i zrobić zakupy. Zaoferowano mi pomoc, ale ostatecznie wystarczyły mi wcześniej zrobione zapasy - wspomina Chabowski.
Dalej także nie było lekko. Dwie brytyjskie mariny w Portsmouth odmówiły przyjęcia. Kolejny przystanek, po długich poszukiwaniach, miał miejsce we francuskiej marinie.
Przepłynięcie wąskiego gardła między wyspami a Europą kontynentalną, później tory wodne do Antwerpii i Rotterdamu były męczące i Chabowski schował się na niecałą dobę do Den Helder w Holandii. Wejście do mariny jest tam tak wąskie, że odbijacze trzeba wciągać na pokład.
- Największą trudnością podczas całej wyprawy był deficyt snu. Podczas regat, w których pierwotnie planowałem startować, mógłbym pozwolić sobie nawet na trzygodzinne drzemki. Natomiast podczas rejsu z Lizbony do Gdańska ze względu na większy ruch i przeszkody nawigacyjne osiem 20-minutowych drzemek musiało mi wystarczyć na cały dzień. Przy kilku tygodniach rejsu jest to dość problematyczne - opowiada żeglarz, który w 30 dni pokonał samotnie z postojami blisko 2 tys. mil.
- Żeglowanie w dobie pandemii nie okazało się takie straszne. Mimo pewnych ograniczeń, związanych z obostrzeniami, nie mogę powiedzieć, że napotkały mnie z tego tytułu przykre sytuacje - kończy Chabowski.
Szczegółowe opisy wraz ze zdjęciami żeglarz opisał na swoim Facebooku w krótkim cyklu reportaży "Uwolnić Delphię".
Jacek Chabowski urodził się w 1970 roku. Kapitan jachtowy i motorowodny, jeden z czołowych polskich regatowców. Żeglarstwem zajmuje się od 1982 roku. Zdobywca m.in. morskiego żeglarskiego mistrzostwa Polski (2015), Morskiego Żeglarskiego Pucharu Polski (2014) i Pucharu Bałtyku Południowego (2014) oraz wielokrotny uczestnik regat samotników na Bałtyku - Bitwy o Gotland. Pomysłodawca i organizator Jacht Mariny Gdańsk. Trzykrotny zdobywca Nagrody im. L.Teligi regat samotników. Skipper Polled Sailing Team. Prowadzi serwis jachtowy, organizuje rejsy oraz szkoli nowych adeptów w szkole żeglarskiej Sailing Factory.
Opinie (18)
-
2020-06-18 21:08
Inny czołowy polski regatowiec
Ile kosztuje taki artykuł?
- 1 1
2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.