- 1 Wyjątkowy spacer - szlakiem murali (13 opinii)
- 2 Majówka 2024. Propozycje dla aktywnych
- 3 Biegali i jeździli rowerami po lotnisku (90 opinii)
- 4 Małżeństwo dookoła świata na rowerach (115 opinii)
- 5 1,2 mln zł za nowy skatepark w Gdyni (91 opinii)
- 6 Dużo weekendowych imprez dla aktywnych (5 opinii)
Na sanki i jabłuszka, panie i panowie
19 grudnia 2010 (artykuł sprzed 13 lat)
Armata, Góra Łez, Krowa tak nieoficjalnie nazywają się tylko niektóre górki gdzie szaleją młodzi (i nie tylko) saneczkarze w Trójmieście. Jeździ się na sankach, jabłuszkach, oponach i innych wynalazkach.
By go odnaleźć, należy, wspiąć się ul.gen. Giełguda . Niegdyś tor miał kilka tras, jedna była przeznaczona dla "zawodowców", drugą mogli zjeżdżać zwykli mieszkańcy. Gdy tylko spadł pierwszy śnieg, okolice natychmiast wypełniał tłum gdańszczan z sankami. Także dziś chętni mogą spróbować przejażdżki po ośnieżonych, stromych zboczach.
Na Biskupiej Górce , w samym sercu Gdańska, też jest saneczkarski raj. Już w latach 70. ubiegłego wieku okoliczne dzieci symbolicznie ochrzciły ulubione górki. Tuż pod nosem policji, jest ich co najmniej kilka. Najdłuższa była Armata nieopodal ul. Pohulanka. Natomiast bardzo stroma Krowa, po dużych opadach śniegu była wzbogacana dodatkowo w skocznie, budowaną przez chłopaków.
- Żołądek pochodził do gardła, gdy się na niej zjeżdżało. A najfajniejsze było to, że zaraz po tej stromiźnie, można było pojechać kilkaset metrów w dół ciągnącą się tam nieopodal ulicą, którą rzadko jeździły samochody, bo nikt jej nie odśnieżał - wspomina pan Roman, dawny mieszkaniec tej dzielnicy.
Mieszkańcy Oruni też nie mogą narzekać. Najlepszym dowodem na to są wspomnienia prof. Jerzego Sampa, historyka, znawcy dziejów Gdańska i Pomorza. Saneczkowe góry na Oruni zna jak własną kieszeń, bo mieszka tam od urodzenia. Tylko w Parku Oruńskim , są trzy góry o historycznych nazwach czyli Pięciu Braci, Góra Łez czy Gliniana.
- Ta Gliniana miała tę zaletę, że można było na niej zjeżdżać nie tylko zimą, ale i w lecie. Ile tam spodni zdarłem, bo była tak stroma, że jeździło najczęściej na tyłkach - wspomina historyk. - Jednak najbardziej oblegana była Góra Pięciu Braci, bo miała najdłuższą trasę i często zjazd kończył się na zamarzniętym stawie. Teraz na trasie toru ustawiono pomnik Tatara.
Dużym powodzeniem cieszyła się też Anielska Góra na Oruni, która zaczyna się na polanie w okolicy ul. Krzemowej . Ciągnęła się wąwozem przez kilkaset metrów. Jak wspomina profesor, jazda na sankach w tamtym rejonie to był sport ekstremalny.
- Były różne sposoby zjazdu, ale najbardziej ryzykowny to był na brzuchu, głową w dół. Szewc miał dużo roboty, bo ta technika wymagała ostrego hamowania i zelówki z butów nam odpadały. Sanki musiały być specjalnie oprzyrządowanie w mocny sznurek i koniecznie jakiś dzwonek. Moje stalowe, zrobił mi ojciec, teraz wożę na nich wnuka. Szkoda, że teraz młodzi ludzie zamiast po szkole lecieć na sanki czy ślizgawki, najczęściej siadają przed komputerem - stwierdza Jerzy Samp.
Wśród dzieci bardzo popularne są również górki w okolicach Jaśkowej Doliny we Wrzeszczu. Szczególnie atrakcyjna jest mała dolina za tzw. "podkową" (ul. Pawłowskiego) . Strome zbocza z obu stron pozwalają na rozwinięcie na prawdę wysokich prędkości. Często ze śniegu tworzone są "tory" saneczkowe lub hopki, po przejechaniu których można wzbić się w powietrze na kilka metrów.
- Należy jednak uważać by nie przesadzić z wielkością hopki. Sam jako dziecko usypałem tak dużą, że po wybiciu się z niej przeleciałem spory dystans, a następnie upadając, połamałem deski w sankach. - śmieje się pan Krzysztof, który mieszka we Wrzeszczu od urodzenia.
W Gdyni również nie brakuje pagórków, a nawet wielkich gór dla saneczkarzy amatorów. - Kiedyś byłam zafascynowana ogromną górą w miejscu dzisiejszej Drogi Gdyńskiej . Gdy rozpoczęła się inwestycja, poszłam po raz ostatni zobaczyć jak wygląda dorosłymi oczami. I okazało się, że ma może kilka metrów, a pamiętałąm ją jako niemal Kopiec Kościuszki - śmieje się pani Anna ze Wzgórza św. Maksymiliana.
Teraz rządzi trzystumetrówa w lesie za liceum nr 3. Do dziś korzysta z niej młodzież, ale ta nieco starsza, bo góra jest stroma i wymaga nie tylko wysokich umiejętności technicznych, ale również sporej odwagi.
- W latach 60. gdy nie było jeszcze tylu samochodów, zjeżdżałama na sankach z ul. Tetmajera aż do samej al. Piłsudskiego . Można też było jeździć przy kościele franciszkanów, ale dziś są tam schody i garaże - wspomina rzecznik gdyńskiego magistratu Joanna Grajter - gdynianka od urodzenia.
Zimowe szaleństwo z powodzeniem uprawiają także mieszkańcy Redłowa i Orłowa. Na klifie nie brakuje górek, ale także drzew. - Niektóre z nich są świadkami nie tylko obtarć, ale również poważniejszych kontuzji. Jak choćby mojej złamanej ręki i naderwanego ucha po powrocie do domu. Mama zabraniała tam chodzić, ja zabraniam swoim dzieciom, a i tak się wymykają - uśmiecha się Jarosław Czerwiński, orłowianin od trzech pokoleń, do dziś korzystający z uroków śnieżnych górek przy Polance Redłowskiej .
Niestety ta rozrywka już coraz bardziej zanika. - Pod moim blokiem przy ul. Wielkokackiej nad boiskim gumowym jest świetna górka, która kiedyś była atrakcją jak rura w aquaparku. Kiedyś było tu wręcz czarno od ludzi. Sam wylewałem wodę, żeby lepiej się jeździło. Teraz są pustki, za to na internetowych czatach pewnie tłok - mówi pan Patryk z Witomina.
Opinie (122) ponad 20 zablokowanych
-
2012-02-05 11:38
tor jest nawet 3
TAK byłem dzisiaj na torze w miejscu na ul gen.Giełguda jest spoko lecz trochę mało śniegu czas zapomniał o tym miejscu a szkoda..
- 0 0
-
2012-06-19 16:23
nieźle nieźle
całkiem fajnie to wygląda, szkoda tylko że zima się juz skończyła ;) ostatnio byłem w karpaczu i jeździłem na wypasionym torze saneczkowym mega! :)
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.