Pierwszy punkt czyli pierwsza figura spadochroniarzy podczas bicia rekordu Polski.
fot. Tomasz Burza
Trzech skoków potrzebowali czołowi polscy spadochroniarze, by pobić rekord Polski. 30-osobowa drużyna utworzyła podczas jednego skoku dwie figury. Wśród najlepszych byli też skoczkowie z Trójmiasta.
Spadochroniarze skakali z dwóch samolotów nad lotniskiem w Piotrkowie Trybunalskim. 30-osobowa, wyselekcjonowana wcześniej grupa, miała za zadanie ułożyć w powietrzu dwie figury, lecąc w tzw. pozycji płaskiej, czyli spadając w pozycji, którą porównać można do leżenia na brzuchu ze zgiętymi w kolanach nogami. Z tą różnicą, że wszystko dzieje się przy prędkości ok. 200 km/h i zaczyna 4 kilometry nad ziemią.
- Udało się nam pobić poprzedni rekord już w trzecim skoku, za co warto pochwalić całą drużynę, złożoną w dużej mierze z najbardziej doświadczonych i najwięcej potrafiących skoczków - podkreśla Bartosz Dyjeciński, przedsiębiorca z Gdańska, który jest jednym z uczestników rekordowej próby.
Oprócz niego w ustanowieniu sekwencyjnego rekordu Polski w 30-osobowej grupie byli też dwaj inni reprezentanci Pomorza: doświadczony instruktor spadochronowy Marcin Linkiewicz oraz nasz redakcyjny kolega - kierownik gdyńskiego oddziału Trojmiasto.pl Michał Sielski. Rekordowy skok wykonany został z wysokości 3950 metrów, co warto podkreślić, gdyż najczęściej skoki tak dużych formacji wykonywane są z większej wysokości.
Spadochroniarze powoli kończą sezon, ale w tym roku spróbują pobić jeszcze jeden rekord Polski. Tym razem w najbardziej wymagającej konkurencji latania głową w dół.