- 1 Półmaraton wrócił. Odzyskał zaufanie? (55 opinii)
- 2 Kajaki poza Trójmiastem nieznacznie droższe (15 opinii)
- 3 Pobiegli nocą po pasie startowym lotniska (19 opinii)
- 4 Nocne imprezy na aktywny weekend (22 opinie)
- 5 W sobotę półmaraton, zmiany od piątku (207 opinii)
- 6 Miejskie pływalnie nie dla każdego? "Z dzieckiem bez szans" (77 opinii)
Sandacz i okoń poszukiwany, czyli Puchar Martwej Wisły
Zobacz, jakie ryby i na co, udało się złowić wędkarzom w Martwej Wiśle.
Szczupaki i sandacze były spełnieniem marzeń, a duże okonie okazały się niezwykle trudną zdobyczą. Czterdziestu wędkarzy biorących udział w VI Spinningowym Pucharze Martwej Wisły, przez siedem godzin próbowało złowić ryby, o których mogliby opowiadać rodzinie i kolegom.
Niespodziewanie złowienie ponadwymiarowych ryb drapieżnych okazało się nie lada wyzwaniem. Czterdziestu wędkarzy na łódkach, próbowało najróżniejszych sposobów, aby złapać drapieżnika. - Na boczny trok, na gumki, na blaszki - wyliczał Andrzej Połom z Pinczyna. Jednak po kilku godzinach prób, do siatek wędkarzy trafiały przeważnie pojedyncze ryby. - Sporo ich pływa, ale... nie zawsze dają się złowić - tłumaczył jeden z wędkarzy.
Drapieżniki jako kryjówki wykorzystały ukształtowanie dna rzeki w postaci dołków i górek . Ponadto w ciągu dnia potrafiły przemieszczać się w kilka miejsc. - Gdzieś tu się kręcą okonie - przekonywał Jarosław Korycki z Ostródy, który wyczekiwał aż w okolicy jego łódki znajdzie się cała ławica. Mimo trudności, po kilku godzinach niektórzy wędkarze mieli się czym pochwalić.
- Drapieżnik pierwszej kategorii! - zachwycał się sędzia, który dostał do zmierzenia okazałego okonia. Miarka pokazała 32 centymetry. - A to piękny sandacz, też drapieżnik i zbója kawał! - pokazywał trochę później, trzymając sandacza o długości 66,9 centymetra. Po zmierzeniu, oba okazy, podobnie jak inne złowione ryby, trafiły za burtę wprost do wody.
- Puchar rozgrywany jest w formule "żywa ryba". Dlatego po złowieniu ryby i zmierzeniu ich przez sędziów, którzy podpływają do zawodników łódką, ryby są wypuszczane - tłumaczył Bogdan Winiarski, współorganizator zawodów.
Najwięcej ryb wypuścił z siatki mieszkaniec Gdańska, Tomasz Ginał. Do wody trafiło z powrotem 17 okoni i sandacz. Z kolei największego drapieżnika - sandacza o długości prawie 67 cm - oszczędził Mirosław Ścibisz z Człuchowa. - W polskich wodach trzeba oszczędzać ryby, aby było ich trochę więcej - przyznał jeden z wędkarzy.
Wydarzenia
Opinie (27) 1 zablokowana
-
2012-10-22 15:40
PZW = komunistyczny beton, broniący interesów rybaków, sam zresztą prowadzący odłowy zazwyczaj pod nazwą "odłowy kontrolne"
użytkownicy rybaccy = kłusole działający w majestacie prawa (stosują metody iście kłusownicze - włok, agregat prądotwórczy), zazwyczaj powiązani z lokalnymi władzami, które na pewne sprawy przymykają oko w zamian za świeżą rybkę
kłusole = przestępcy krani w tak śmieszny sposób, że koszty mandatów z góry wliczają w swoją działalność, grupa bardzo liczna złożona zarówno ze zorganizowanych grup przestępczych działających na pomorskich rzekach, jak i amatorów - czytaj rolników, którzy uważają, że pobliskie jezioro to ich jezioro bo tak było od wieków
mięsiarze = "wędkarze", którzy biorą wszystko co żywe (wymiarowe czy też nie) choćby i dla kota czy sąsiada
To wszystko razem wzięte = totalne bezrybie na polskich wodach śródlądowych.- 38 2
-
2012-10-22 15:06
słabiutkie te pomorskie wody
bo pzw, okręg gdański to bardzo lubi pozyskiwać składki, ale już nie koniecznie przeznaczać je na zarybianie wód. Sam wędkuję i co rok jest gorzej.
- 28 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.